Site Overlay

Pętla wokół Mińska Mazowieckiego

W tę niedzielę trudno było usiedzieć w domu. A obowiązki domowe leżą. Mam nadzieję, że okna cierpliwie czekają na mycie. Słońce i tak lepiej wygląda po drugiej stronie okien. Dzisiaj wykonałem samotny wyskok w okolice Mińska Mazowieckiego. W ubiegłym roku kontaktował się ze mną (Tomek jestem) prezes Towarzystwa Przyjaciół Mińska Mazowieckiego w sprawie zamieszczonych na mojej stronie informacji o porządkowaniu cmentarza żydowskiego w Mińsku Mazowieckim. Podczas wymiany maili zasugerował odwiedzenie cmentarzy ewangelickich w Tyborowie i Arynowie. W swoich poszukiwaniach na starych mapach jakoś okolice Mińska Mazowieckiego zawsze omijałem. Może z powodu nieprzyjemnych wspomnień związanych a jazdą na rowerze przez to miasto? Sam nie wiem. To było ponad 10 lat temu, ale jakiś uraz został. Ale 10 lat to kawał czasu dla infrastruktury drogowej. Nadszedł czas by jednak pojechać w tamte okolice. Trasę jednak zaplanowałem, tak by ominąć centrum. Nie chciałem ryzykować rozczarowania.
Start opóźnił się z powodu chłodu na dworze. Poczekałem do 10. Później ,jadąc po Wale Miedzeszyńskim, mijałem karetkę, której załoga udzielała pomocy rowerzystce. Nie wiem, co się stało, ale zacząłem się zastanawiać czy jestem przesądny. Pojechałem w stronę Południowej Obwodnicy Warszawy. W planie był przejazd drogami rowerowymi i technicznymi w stronę Wiązowny. Już za Mozaikową urwała mi się droga na ok. 100 m. Budowniczowie od zeszłego roku tu nie zaglądali. Rowery jednak jeżdżą. Jeżdżą, ponieważ przejazd pod ulicą Patriotów i pod torowiskiem jest fajny. Tylko żeby pojechać dalej, nie każdy jeszcze wie, że trzeba wjechać w ulicę Drozdową, która zaczyna się znakiem informującym, że prowadzi donikąd.
Na granicy Warszawy droga zmienia nawierzchnię. To już nie jest asfalt, ale jest ubita i widok leśnych bagnisk rekompensuje sąsiedztwo ruchliwej drogi. Na asfalt powróciłem w Majdanie. Wiadukty, poza jednym, jeszcze w budowie. A ten jeden to jedyny, który umożliwia najkrótszy przejazd do Wiązowny. Tutaj już zaczynają się ciągi Pieszo rowerowe i drogi rowerowe. Biegną do Wiązowny i do Duchnowa. Przez pomyłkę wybrałem drogę do Duchnowa, chociaż w planach miałem przejazd ul. Kościelną do Kącka. Ostatecznie zrobiłem na mapie zygzak, by powrócić na zaplanowaną trasę.
(będę jeszcze pisał dalej, przerwa na wyprowadzenie psów)
(Po przerwie)
Droga z Wiązowny do Kącka zaskoczyła mnie brakiem asfaltu. Takie braki pojawiały się i dalej, do miejscowości Dębe Wielkie. I miało to swój urok. Takie drogi są mniej uczęszczane. Biegną wśród pól, drzew i bardzo starych domów.
Dębe Wielkie to był koniec takich dróg i chociaż do Mińska Mazowieckiego już jechałem po asfalcie, to ruch samochodów był na tyle mały, że niemal go nie odczułem. Spodziewałem się, że po dojechaniu do ulicy Dąbrówki będę miał do czynienia z dużym ruchem samochodów, ale…. Na Dąbrówki jest już ciąg pieszo rowerowy. A jak się skończył ,to ruch samochodów był już śladowy. Drogę do Tyborowa wskazał drogowskaz. A kolejny drogowskaz wskazał cmentarz. W sumie: łatwizna.
Kierując się w stronę Arynowa, a jednocześnie w stronę domu miałem wreszcie wiatr w plecy. Wcześniej niemal cały czas wiatr mi utrudniał jazdę, ale pocieszałem się, że to się zmieni. Teraz mogłem się rozpędzić. Problem w tym, że byłem na nieznanej ziemi. Jadąc w stronę Arynowa miałem na myśli sam kierunek, ale bez pewności, że nic nie stanie mi na drodze.
Pierwszy na drodze stanął mi pałac w Janowie. Był zupełnie logicznym zakończeniem ulicy Pałacowej, w którą wjechałem w Budach Barcząckich. Później wielokrotnie stawali mi na drodze inni rowerzyści. Ale ostatecznie, klucząc, dojechałem bocznymi drogami do cmentarza znajdującego się niedaleko węzła dróg krajowych i jeszcze ważniejszych. Tutaj też odkryłem, że powrót będzie wręcz bajecznie prosty. Wracać chciałem przez Pustelnik i leśne drogi kończące się w Rembertowie. Drogowskazy jednoznacznie twierdziły, że obok cmentarza zaczyna się droga do Cyganki, a to po drodze do Pustelnika. W lesie co chwila ktoś na rowerze. Przy brodzie na Długiej wręcz tłumy. Dobrze, że się ludzie rozstąpili, żeby mnie przepuścić. Bez tego musiałbym stać w wodzie. Chciałem nawet wcześniej zrobić zdjęcie brodu, co często robię, i napisać coś o rytualnym myciu kół przed powrotem do domu, ale w tych warunkach nie pozostawało mi nic innego do zrobienia jak szybko uciekać. Wszędzie rowery i piesi. Kierowcy ze swoimi samochodami byli dzisiaj w mniejszości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies (cisteczka).
Jak używamy Ciasteczek
Ciasteczka
AKCEPTUJĘ