Site Overlay

Lutowy wyskok do Puław

Trudno mi usiedzieć w miejscu. W sobotę 22 lutego pognałem do Puław. Plan przewidywał dojazd do Pilawy i jazdę pociągiem Kolei Mazowieckich do Dęblina. Powrót miał wyglądać podobnie. Prognozy pogody były optymistyczne – w ciągu dnia miało się ocieplić, miało wyjrzeć słońce… Nie zwróciłem uwagi na siłę wiatru w ciągu dnia. Plan przewidywał dojazd z Całowania do drogi łączącej Tabor z Osieckiem. Chyba jak zwykle wyszło inaczej.

Startując zaraz oi 5 rano wiedziałem, że przez parę godzin będę musiał radzić sobie z lekkim mrozem. Nie wziąłem pod uwagę stanu nawierzchni po której przyszło mi jechać. Dzień wcześniej padał deszcz. O ile cementowa kostka, czy płyty chodnikowe zdążyły wyschnąć to na asfalcie panowała delikatna gołoledź. Kilka kilometrów jazdy po Wale Miedzeszyńskim to była przyjemność ale już na ul. Skalnicowej było ślisko. W przeciwieństwie do jezdni droga rowerowa nie była posypana solą. Te warunki zmusiły mnie do wybierania dróg wcale nie najwygodniejszych ale bezpieczniejszych. Pasem rowerowym na Mrówczej nie jechałem do lat, dokładnie od czasu gdy pas był w wielu miejscach rozkopany i brakowało przy niektórych wykopach oznaczeń (nocą miałem z tym problem). W sumie dojazd do Józefowa to była uważna i niespieszna jazda. W Józefowie korzystając z małego ruchu o tej porze przejechałem szybko ul. 3 Maja – posypaną solą szczególnie grubo na 3 rondach. Pierwszy postój nad Świdrem. Słońce już powoli wychodziło. Nad wodą były tylko kaczki. Jak to na plaży zimą.

Od tego miejsca znów musiałem poruszać się po śliskich, asfaltowych drogach dla rowerów. Do Karczewa gdzie mogłem zjechać na jezdnię. Gdy z niego wyjechałem wyprzedziła mnie „solniczka” i najwyraźniej pojechała tą samą trasą co ja ponieważ już do Całowania kryształy soli zgrzytały mi pod kołami.

Tak na dobrą sprawę to nie byłem dobrze przygotowany do tej wyprawy. Nie zaznaczyłem sobie na mapach w którym miejscu mam zakręcić, gdzie zjechać. Na szczęście pamiętałem, że na mapach były zaznaczone stawy i hotel dla psów. Dlatego drogowskaz w Całowaniu wskazujący ten hotel wskazał mi właściwą drogę. Nawet nie wiedziałem, że będzie to droga gruntowa.

Ok. 8 rano jeszcze otaczał mnie szron.

Droga też szczęśliwie była zamarznięta.

Na tym odcinku w takich warunkach raczej jest błotnista. Nieco dalej była piaszczysta ale i piach jeszcze był zamarznięty. Po minięciu hotelu dla psów, który znajduje się przy bocznej drodze, usłyszałem żurawie. Nie przyszło mi nawet do głowy, że stoją całkiem blisko. Że zaraz będę obok nich. Zasłaniało je drzewo. Oczywiście zatrzymanie się rowerzysty wywołało naturalną reakcję zwierzaków, ucieczkę. Nie zdążyłem nawet sięgnąć po aparat, a co dopiero jeszcze zrobić zdjęcie. Ale w sumie było to miłe spotkanie. Słyszałem, że już gdzieś są bociany ale spotkanie z żurawiami… Poczułem wiosnę. A nieco dalej zrozumiałem, że jeszcze tu przyjadę. Znalazłem się na terenie torfowiska Całowanie z wieżą widokową i pomostami. Warto będzie wpaść gdy będzie bardziej zielono. Choć wtedy lepiej będzie podjechać od strony drogi Tabor – Osieck.

O torfowisku

To już był niemal koniec zmarzniętych dróg. Słońce oślepiało. Droga do Osiecka w ogromnej przewadze biegła przez las. A na koniec okazało się, że nie zdążę na pociąg.Miałem ok. 20 min na przejechanie prawie 10 km i przejście na odpowiedni peron. Wykonalne ale nie tego dnia. Nie miałem na to siły. Uznałem więc, że zamiast czekać 2 godziny na następny pociąg pojadę dalej na rowerze. Być może był to błąd ze względu na wiatr, który pojawił się zaraz po podjęciu takiej decyzji ale nie żałuję.

Przejazd z Osiecka do Łaskarzewa zawsze jest dla mnie problemem, tak jak przejazd z Pilawy do Garwolina. Zawsze wydaje mi się, że jest jakaś krótsza droga niż ta, którą wybrałem. Teraz też wydawało mi się, że się trochę pogubiłem. Nawet jeśli jakaś droga wyglądała podobnie do mi znanej to na pewno była tylko podobna. Np. droga w Woli Władysławowskiej wydawała mi się podobna do drogi która na szczycie powinna być asfaltowa.

Trochę czasu potrzebowałem, by przypomnieć sobie, że ta którą pamiętam jest dalej na wschód i po drugiej stronie drogi krajowej z Wilgi do Garwolina. No i że kilka lat temu ją zaasfaltowano. W sumie jechałem na wyczucie, a nie z mapami. W telefonie już miałem ostrzeżenie pogodowe dotyczące wiatru stawiałem więc na drogi przebiegające przez teren osłonięty drzewami lub domami. Łaskarzewa nie udało mi się całkiem ominąć i niestety miałem do przejechania czasami odcinki odkryte. Najpierw chciałem pojechać przez Krępę. Miejscowość znajduje się obok miejsca ostatniej bitwy Kościuszki podczas insurekcji. Na pamiątkę usypano kopiec dziś znajdujący się na terenie rezerwatu.

Pamiętam, że kiedyś jechałem drogami bocznymi i gruntowymi zahaczając o Sobolew. Teraz chciałem pojechać tamtędy jeszcze raz z nadzieją, że piaszczyste odcinki na mokro będą przejezdne. Utwardzona droga kończyła mi się za mostem w miejscowości Godzisz.

Za tym mostem nawet pomyliłem drogi co udało mi się jeszcze dość wcześnie naprawić. Od Godzisza do Jabłonowca więcej chyba szedłem niż jechałem. Nawet na mokro piach nie chciał przepuścić roweru.

Za to od Jabłonowca nie zjeżdżałem już z asfaltu. Gdy byłem tu poprzednio na odcinku drogi do Paprotni była nawierzchnia z tłucznia czy żwiru. Teraz się pozmieniało. W zasadzie od tego momentu już musiałem się zmierzyć z wiatrem. Jakoś dociągnąć do Dęblina, z którego planowałem dalej jechać przez Bobrowniki.

Przy drodze łączącej Dęblin z Bobrownikami są/były bagniste lasy. W tą sobotę nie było w nich wody. Ludzie wycinają drzewa rosnące na skraju bagnisk.

Pod samymi Bobrownikami były też podmokłe łąki ale i na nich nie ma obecnie wody. Myślałem, że chociaż sfotografuję dom w centrum miejscowości przy którym znajdowało się zarośniętych jakąś rośliną pnącą wiele karmników dla ptaków, w zieleni ich nie widać ale… Teraz i ten dom wygląda inaczej. Wyremontowany, odmalowany. Karmiki malutkie dwa i to już nie to samo.

  • Nad samym Wieprzem pogłębiono i powiększono sadzawkę w której pływają gęsi. Przez to łąki od strony Dęblina wyglądają jak plac budowy.
  • Za Niebrzegowem do Wieprza wpływał strumień, dziś suchy.
  • Inną zmianą jest nowy asfalt na drodze przebiegającej przy łąkach bonowskich.
  • Rozgrzebane torowisko to trwająca od lat modernizacja trasy Warszawa – Lublin. Końca nie widać ale widać postępy.
  • Pod Zakładami Azotowymi od strony Puław budowana jest droga w miejsce dawnych wyjeżdżonych ścieżek przez rowery w trawie. Przy okazji usunięto część torowiska po dawnej Fabryce Żelatyny.

Teraz pracownicy ZA będą mogli nie zjeżdżać z asfaltu. Zmiany. Na szczęście więcej ich już nie widziałem. To niespodzianki. Bo nie spodziewałem się, że będę w błocie przejeżdżał przy sprzęcie ciężkim przy stacji Gołąb, ani nie spodziewałem się, że będę musiał przebić się przez grząski grunt przy nowobudowanej drodze przez łąki i las by dojechać do Puław.

W sumie dojazd pociągami z rowerem mam utrudniony już od paru lat. Najpierw pociągi Kolei Mazowieckich nie jeździły na odcinku Garwolin – Dęblin. Teraz na odcinku Otwock – Pilawa. Po drugiej stronie Wisły dojeżdżają tylko do Warki. W TLK parokrotnie nie mogłem kupić biletu by zabrać się z rowerem i przestałem próbować. Podobne problemy na trasie do Małkini. Komunikacja zastępcza nie zabiera rowerów.

Pozostaje kręcić i utrzymywać kondycję. Ma być lepiej ale może lepiej już było?

Total distance: 153.11 km
Total time: 10:20:44

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies (cisteczka).
Jak używamy Ciasteczek
Ciasteczka
AKCEPTUJĘ