Site Overlay

Przesiadka z krzesła na siodełko

Zasiedziałem się. Odbudowa strony internetowej jednak poszła szybciej niż się spodziewałem. ​Zapomniane cmentarze (dawniej Złe miejsca dla ślimaków) znów działają. Teraz bez pałaców, kościołów, dworów, zamków i pomniejszych budowli. Same cmentarze. Tak ma być. I tak wyszło prawie 500 wpisów. Ale jeszcze nie wiem jak przenieść mapy z google na opentreetmaps. Przy imporcie opisanym w instrukcjach OSM pojawia się błąd lub nie pojawia się nic. Na razie więc pozostanę z googlami.

O tym co przejechałem pisałem ostatnio tylko w bikelogu. Teraz dla odmiany też tutaj.

Bez deszczu. Bez słońca. Ale to nie znaczy że byle jak. Było znośnie. Nawet liczyłem na lekki mróz. Ale się przeliczyłem – ziemia jeszcze nie jest zmarznięta na tyle żeby lekki mróz ją utwardzał. Potrzebowałem tego by dotrzeć do cmentarza wojennego w Maryninie. Nawet nie wiedziałem, czy nie będę musiał przedzierać się przez zaorane pole. Teren znałem tylko z mapy.

Ponieważ długo nie jeździłem byłem przygotowany i na wcześniejszy powrót. Zero szaleństw. Jazda swoim tempem i unikanie marznięcia. To już ten czas gdy przyroda obumiera i czeka na wiosnę. Ona ma czas ale ja nie mogę czekać.

IMG_3256

Po drodze rowerzystka z flakiem. Zaoferowałem pomoc ale pomoc już jechała. Ja tylko zdjąłem koło, wyjąłem dętkę i dalej w drogę. Wciąż nie wiem jak fotografować przebiegające drogę bażanty i lecące nad głową jastrzębie. Zawsze mi tego brakowało. Są tak blisko gdy jadę i za daleko gdy staję.

Pierwszy cel, to cmentarz wojenny lub mogiła przy cmentarzu w Słomczynie. Dojechałem przez las, od tyłu.

IMG_3267

Brakuje jednak zieleni. Mech na murze cmentarnym (w tle kaplica cmentarna Potulickich) jeszcze zielenią daje nadzieję.

IMG_3271

Jadąc dalej przez las dojechałem do tabliczki „teren prywatny”. Wydawało mi się, że powinienem jechać dalej. Później na mapach zobaczyłem, że tak właśnie powinienem był zrobić. Ale pierwszym odruchem był zawrócenie roweru i jazda znów w stronę cmentarza. Przede mną była jeszcze próba dojechania do cmentarza w Maryninie. Cmentarz na skraju lasu, wśród pól. Na mapach nie dochodziła do niego żadna droga. Były za to dwie drogi przebiegające w pobliżu cmentarza. Najpierw pojechałem pierwszą z nich. Nawet nie dochodziła do pasa drzew. To było dreptanie obok roweru. Dreptanie w błocie. Szczególnie podczas wspinaczki na skarpę. Później nieużytki – również pieszo. Na koniec cmentarz za wyższymi i gęstymi krzewami – wszedłem od tyłu. Ale zdjęcie jest od przodu.

IMG_3272

Pozostało jeszcze postarać się wydostać z tego miejsca. Dojechać do asfaltu. Miałem wrócić przed 14 a już była piętnasta. To znaczy, że pośpiech już nie miał sensu. Mógłby spowodować jeszcze większe opóźnienie. Powoli więc pojechałem drogą gruntową, która jest chyba tylko na mapach. Dziki upodobały sobie wąską ścieżkę ale i po tym dawało się jechać. Powoli. Ale jednak jechać.

Powrót około 16. Już się ściemniało. Mało tego dnia. Ale jednak się zmęczyłem. Trzeba ćwiczyć. Jazda do pracy i z powrotem gdy do przejechania w jedną stronę jest tylko 5 km to za mało. Jako trening to się nie liczy.

Trasa w Stravie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies (cisteczka).
Jak używamy Ciasteczek
Ciasteczka
AKCEPTUJĘ